Menu

Relacja z pielgrzymki w dniach 17-24.02.2013 r.

 Ziemia Zbawiciela – piąta Ewangelia

 

„... aby wyruszyć w drogę i znaleźć Tego,którego byśmy nie poszukiwali, gdyby nie wyszedł już nam na spotkanie”

                                                                                                               Benedykt XVI, Porta fidei 10

 

W ramach obchodów 100-lecia kościoła parafialnego w Garbowie pw. Przemienienia Pańskiego, została zaplanowana parafialna pielgrzymka do Ziemi Świętej uwzględniająca również pobyt pielgrzymów na Górze Przemienienia. Czas od pierwszych nieśmiałych planów do ich realizacji płynął coraz szybciej. Radosnym okazał się fakt, że chętnych nie trzeba było szukać i namawiać. Wieloletnie marzenia o nawiedzeniu miejsc świętych, jak też dobre wspomnienia z poprzednich pielgrzymek organizowanych przez parafię sprawiły, że szybko zapełniły się listy kandydatów-pątników.

 

Niedziela - dzień 1.

Nadszedł więc 17 dzień lutego AD 2013... O godz. 3.00 zwarta grupa 47 pielgrzymów /maksimum, na jakie zgodziło się Franciszkańskie Biuro Pielgrzymkowe Patron Travel – organizator wyjazdu/ wyruszyła w daleką wyprawę do Izraela. Autokarowa podróż do Warszawy okazała się tylko preludium do dalszych, bogatych przeżyć. Już pierwsza Msza św. sprawowana w kaplicy na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie, dała nam sposobność poznania innych grup rozpoczynających owego poranka realizację swoich marzeń. Mieliśmy jednak nad nimi przewagę już na starcie – o ile oni zaczynali się dopiero nieśmiało poznawać, my stanowiliśmy już zwartą parafialną grupę czującą się bezpiecznie ze swoim ks. proboszczem. A potem przyszła proza podróży lotniczych – bilety, oddanie bagaży, sprawne kontrole paszportowe i już mogliśmy odetchnąć wewnątrz specjalnie wyczarterowanego dla nas samolotu Boening 737-800 prywatnych linii lotniczych ENTER AIR. Jakże szybko płynął czas oczekiwania na pokładzie. Można by nawet powiedzieć, że oczekiwania nie było. Gdy tylko wszelkie procedury zostały spełnione, ponad 40-tonowy samolot z ok. 200 osobami na pokładzie oderwał się od ziemi i na ponad 3,5 godziny zawisł w powietrzu. Pod nami została zaśnieżona, zimowa Warszawa i może lekki niepokój niektórych, jak będzie przebiegała nasza podniebna przygoda. Dla wielu była to bowiem pierwsza w życiu tego typu atrakcja. W samolocie wszystko dzieje się dość szybko, więc wkrótce po przebiciu się przez pułap chmur oczom pasażerów odsłonił się niesamowity widok: chmury oświetlone z góry jaskrawym ostrym słońcem wyglądające jak pofałdowane gutanowskie pagórki okryte świeżutką, nieskazitelnie czystą pierzyną śnieżnego puchu. Ci, którzy na czas startu samolotu zamknęli oczy, teraz otwierali je z zachwytu coraz szerzej. Widok był imponujący, wprost niewyobrażalny – jakby się człowiek przeniósł w inną rzeczywistość, gdzie nie wiadomo było, czy to niebo, czy morze; czy to pagórki na ziemi, czy cumulusy powstałe w piętrze niskim troposfery.... A jeśli był ktoś, kto przymknąwszy oczy oddał się chwilowym marzeniom, został dość szybko przywołany do rzeczywistości, bowiem na pokładzie rozległy się gromkie brawa. Był to niechybny znak, że samolot z Warszawy, przeleciawszy nad Rzeszowem, Ukrainą, Rumunią, Morzem Czarnym, Turcją, Morzem Śródziemnym i Cyprem - wylądował szczęśliwie. Przed nami otwarł swoje podwoje port lotniczy Tel Awiw-Ben Gurion. I znów, jak to przy takich okolicznościach bywa, kontrola paszportowa, wizy które nam sprawnie wręczono, odnalezione własne bagaże... i tylko niepewność – kto będzie naszym przewodnikiem? Znaliśmy wcześniej nazwisko, ale nie znaliśmy osoby – p. Hania Woźniak. Jej szczery i sympatyczny uśmiech witający nieśmiałych garbowskich pielgrzymów od razu rozwiał resztki niepewności. „Będzie dobrze” – wyczuwało się płynące z wielu serc przekonanie. I rozpoczęło się – wspólne czytanie 5-tej Ewangelii – pielgrzymka po Ziemi Świętej, po ziemi, którą przemierzał Zbawiciel, na której nauczał, czynił znaki i cuda, wreszcie – na której dokonał mojego odkupienia. Niesamowita waga przeżyć i doświadczeń. Próby opisania tego, co mogliśmy tam przeżywać, są jedynie bladą namiastką wielobarwnej, żywej rzeczywistości. Nie da się tego odtworzyć, tak jak człowiek nie jest w stanie precyzyjnie wyrazić jak np. pachnie kadzidło w Jerozolimskiej Bazylice Grobu, czy jak smakuje hot sauce w betlejemskim hotelu. Autokar, który czekał na nas na lotnisku, uwijał się sprawnie, wspinając się w kierunku Jerozolimy, a potem wioząc nas do Betlejem. Przy wjeździe do Betlejem uwagę zwraca przede wszystkim mur. Ośmiometrowej wysokości konstrukcja "ozdobiona" kolczastym drutem ma za zadanie, zdaniem Izraela, zapobiec przenikaniu terrorystów. Dziś przede wszystkim odstrasza turystów i pątników. Ma mieć ponad 700 kilometrów długości. Jego budowa rozpoczęła się w 2000 roku. Mur oddziela tereny Autonomii Palestyńskiej od Izraela. Państwo żydowskie nazywa go murem bezpieczeństwa, Palestyńczycy - gettem. W 2004 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że mur jest sprzeczny z międzynarodowym prawem i nakazał jego zburzenie. Mimo to Izrael nadal go buduje. Jest szary, betonowy, ma 8 metrów wysokości, i nieliczne bramy, przez które niektórzy Palestyńczycy mogą, po okazaniu izraelskiej przepustki, wydostać się na zewnątrz. Nasze 2 pierwsze noclegi były usytuowane właśnie tam - w Betlejem, w jednym z miast duszących się za tym ponurym, szarym murem.

Przywitał nas inny świat, którego nie pokaże wpływowa żydowska telewizja BBC – świat upokorzonych ludzi, cieszących się jednak z naszego do nich przybycia.  Serdeczność w hotelu, serdeczność na ulicach, w sklepach... Ludzie usiłujący mówić po polsku... Sympatyczna atmosfera, mimo całego dramatyzmu i złożoności sytuacji.

Niedziela, 1-szy dzień pielgrzymowania, chylił się ku wieczorowi. Jeszcze tylko smaczna obiadokolacja, dla nielicznych wieczorowa wyprawa przed Bazylikę Narodzenia i ... zasłużony odpoczynek po pełnym wrażeń dniu.

 

Poniedziałek - dzień 2.

Poranne pielgrzymie szlaki zawiodły nas wprost do pasterskich grot, w których przed laty chronili się przed zimnem i niepogodą pasterze wypasający swoje stada. I pewnie dziś już nikt o tych miejscach nawet by nie wspominał, gdyby nie ów głos, który wśród nocy ciemnej rozległ się wówczas, gdy odwieczny Syn Boży przyoblekł się w szaty ludzkiego ciała: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan (...) Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania.” /Łk 2, 10n/. Przedziwne zwiastowanie! Pasterze zepchnięci na margines społeczeństwa, postrzegani jako grzesznicy, stali się nagle pierwszymi adresatami anielskiego orędzia. To właśnie wydarzenie upamiętniają dziś na Polu Pasterzy skaliste groty, jak również kościół nawiązujący architektonicznie do wieży i do szałasu pasterskiego zaprojektowany przez architekta Antonio Barluzziego – człowieka o bardzo ciekawej biografii.

I tak jak reakcją pasterzy była decyzja „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił” /Łk 2,16/, tak i nasze kroki, a w zasadzie ślady autokarowych kół, powiodły do odległego o 2 km centrum Betlejem. Znalazłszy się na tzw. Placu Żłóbka udaliśmy się do Bazyliki Narodzenia. Niegdyś do tej kamiennej świątyni wchodziło się przez duże wysokie drzwi. Jednak pycha ludzka sprawiała, że do świątyni zaczęto wjeżdżać na koniach. Stąd decyzja o zamurowaniu części i nadaniu im formy sklepienia łukowego. Nie była to jednak decyzja ostateczna. Ktoś pomyślał, że tajemnica, która się tutaj rozegrała ma tak wielką rangę, że człowiek wchodząc w jej głąb musi w pokorze pochylić swoją ludzką, często zbyt wysoko uniesioną głowę. Drzwi zostały zatem raz jeszcze pomniejszone do tego stopnia, że noszą nazwę „Drzwi pokory”. Skłoniwszy zatem nasze pielgrzymie głowy znaleźliśmy się wewnątrz Bazyliki Narodzenia. Jest ona we władaniu Kościoła wschodniego, co widać wyraźnie po wystroju zwłaszcza prezbiterium. Na środku nawy głównej, kilkadziesiąt centymetrów poniżej posadzki mogliśmy zobaczyć autentyczna mozaikę z pierwszej bazyliki wybudowanej tutaj też po Edykcie Mediolańskim z 313 r. Przechodząc do przodu boczną prawą nawą, po stosunkowo niedługim oczekiwaniu, kolanami przylgnęliśmy do skały Groty Narodzenia – miejsca pocałunku Bożej miłości wobec ludzi. Wśród radosnych melodii kolęd każdy miał możliwość ucałowania słynnej i znanej w całym świecie 14-ramiennej srebrnej gwiazdy wskazującej miejsce narodzenia Jezusa, z łacińskim napisem: „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est”. W tym również miejscu /w grocie św. Józefa/ mogliśmy sprawować Mszę św. dla naszej grupy. Następnie zatrzymaliśmy się w katolickim kościele św. Katarzyny, z którego telewizje całego świata transmitują Pasterkę sprawowaną w noc Bożego Narodzenia w Betlejem. Przed bramą główną mogliśmy się zatrzymać przy postaci św. Hieronima, który zanim zabrał się do tłumaczenia Pisma św. na język łaciński, najpierw sam w ciszy betlejemskiej groty przygotowywał się duchowo do tego dzieła.

Jeszcze jedno ważna miejsce warto nawiedzić w Betlejem – to Grota Mleczna. Miejsce, do którego św. Rodzina przeniosła się później i skąd rozpoczęła się ucieczka do Egiptu: „Oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. /Mt 2, 13n/. Grota Mleczna, to miejsce, w którym płynie wiele modlitw o dar potomstwa. Tutaj też spotkaliśmy wiele świadectw wysłuchania tych próśb. W zaciszu Groty Mlecznej, jakby na jej zapleczu, siostry klauzurowe, dzień i noc trwają na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, przepraszając Boga w imieniu ludzi za grzech popełnione przeciwko życiu. Niesamowity kontrast – z jednej strony dramatyczne wołanie o dar potomstwa, z drugiej strony tak wiele istnień ludzkich zabijanych bez odrobiny miłosierdzia...

Popołudniowa realizacja programu zawiodła nas do Muzeum Holokaustu Yad Vashem w Jerozolimie. Już przy wejściu ślady bohaterstwa Polaków ratujących Żydów w nieludzkich latach wojny. „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” to tytuł honorowy, przyznawany przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie od roku 1963. Wśród ponad 22 tysięcy osób z 44 państw, które tytuł ten otrzymały, największą, ponad 6-tysięczną grupę stanowią Polacy. Takie są fakty. W muzeum Yad Vashem /tym razem tam nie doszliśmy/ można też zwiedzić labirynt z ogromnych bloków skalnych, z wyrytymi nazwami miejscowości, w których przed wojną były żydowskie synagogi. Z bliskich nam miejscowości można znaleźć: Końskowolę, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Opole, Wąwolnicę, Kurów, Markuszów – Garbowa nie ma.

Dalsze poniedziałkowe pielgrzymowanie – to Ain Karem, w górzystej Judei, nieopodal Jerozolimy. To tutaj przybyła Maryja z odległego o 150-170 km Nazaretu, aby ze swoją krewną Elżbietą dzielić radość bliskości Boga. I my wspinając się wśród zboczy pokrytych kwitnącymi migdałowcami, dojrzewającymi cytrynami i mandarynkami, stanęliśmy najpierw na dziedzińcu, a potem wewnątrz kościoła upamiętniającego narodzenie Jana Chrzciciela. „Hic Praecursor Domini natus est” – obwieszcza kamienny napis . Jeszcze jedno ważne miejsce w tej niewielkiej miejscowości – kościół Nawiedzenia św. Elżbiety. To tu wybrzmiało po raz z ust Maryi pierwszy słynne Magnificat, które Kościół włączył później do kanonu swoich codziennych modlitw. Każde wydarzenie biblijne, które odnajdujemy w rozważaniach różańcowych, a które rozegrało się o nawiedzanym przez nas miejscu, kodowaliśmy w naszych wnętrzach modląc się dokładnie w tym miejscu daną tajemnicą różańcową. Tak było i tym razem – rano w Betlejem „Narodzenie Pana Jezusa”, teraz w Ain Karem – „Nawiedzenie św. Elżbiety”.

 

Wtorek - dzień 3.

Zupełnie inny charakter kolejnego dnia pielgrzymki – Cezarea Nadmorska – stolica z czasów Chrystusa. Położona ok. 120 km na pn-zach od Jerozolimy, na wybrzeżu Morza Śródziemnego, w łagodnym klimacie śródziemnomorskim. To tu mogliśmy oglądać pozostałości budowli z czasów Heroda Wielkiego – amfiteatr, hipodrom, obronne mury miasta, akwedukt dostarczający wodę do miasta z Gór Karmelu... A wszystko to opromienione pełnym uśmiechem słońca i okryte bezchmurnym błękitem nieba w skromnej zimowej temperaturze lekko ponad 200 C...

Dalej na północ droga wzdłuż morza prowadzi do Hajfy. Tutaj skupił się potencjał gospodarczy Izraela: Microsoft, Yahoo, Google... – dziś już wiemy Who is Who... Ponad Hajfą rozciąga się góra Karmel – miejsce dramatycznej walki proroka Eliasza z 450 prorokami Baala. Na górze Karmel znajduje się również kościół i klasztor Karmelitów (Stella Maris) wzniesione nad jaskinią, w której mieszkał Eliasz. W samym centrum duchowości karmelitańskiej, kilkanaście osób z naszej pielgrzymki przyjęło z rąk o. Jana Kantego szkaplerz św. oddając się w opiekę MB Szkaplerznej. Po nabożeństwie okazało się, że o. Jan Kanty jako młody karmelita pracujący wówczas w Lublinie głosił w 1961 r. kazanie odpustowe ku czci Przemienienia Pańskiego w parafii GARBÓW! Nieprawdopodobne spotkanie! Trzeba było pokonać prawie 3000 km, żeby spotkać świadka tamtych lat, gdy w naszym kościele kazanie mówiono jeszcze bez żadnego nagłośnienia.

Trwa podróż pielgrzymów śladami Zbawiciela. Tym razem w galilejskiej krainie przemieszczamy się ok. 40 km na wschód od Hajfy do Nazaretu. „Tu się wszystko zaczęło” – można powiedzieć parafrazując słowa bł. Jana Pawła II z Wadowic. Po Mszy św. w kościele św. Józefa nawiedziliśmy Bazylikę Zwiastowania. A później, zstępując do dolnego kościoła obejmującego Grotę Zwiastowania, zatopiliśmy się w modlitwie wsłuchując się w wypowiedziane tam „fiat” Maryi, odnajdując nasze osobiste zwiastowania i pytając o jakość naszych odpowiedzi... Oczywiście nie zapomnieliśmy o rozważeniu w tym miejscu tajemnicy Zwiastowania NMP.

Nieopodal Nazaretu leży mała miejscowość Kana – nam znana jako Kana Galilejska. Idąc śladami Jezusa dotarliśmy również tam – do miejsca pierwszego cudu dokonanego przez Jezusa podczas wesela /zob. J 2, 1-11/. Gdzie bardziej, jeśli nie tutaj, małżonkowie, którzy przed laty zawierali małżeństwo, trzymając się za ręce i patrząc na siebie jak przed laty, mogli prosić o wytrwanie w zobowiązaniach, dziękować za minione lata i ponawiać wobec siebie obietnice wzajemnej życzliwej miłości. Kilka par małżonków miało szczęście przeżyć tę ceremonię w tym szczególnym miejscu. Ale również wiele innych osób, których mąż, bądź żona pozostali w Polsce, stojąc na świątynnym miejscu Kany, przenosząc się myślą do bliskiego sobie współmałżonka i trzymając prawą rękę na sercu, kierowało do Chrystusa Dawcy błogosławieństw, pełną ufności modlitwę. A potem – jak zwykle – aktualna tajemnica różańcowa, czyli w tym miejscu: „Objawienie się Jezusa na weselu w Kanie”.

Ostatnim punktem 3-go dnia pielgrzymki była Tyberiada położona 30 km na wschód o Nazaretu, 22 km od Kany Galilejskiej – usytuowana na zachodnim brzegu Jeziora Galilejskiego. Właśnie tu w Tyberiadzie znaleźliśmy zatrzymanie na 2 noclegi w żydowskim hotelu sieci C Hotels. Koszerna obiadokolacja, a po niej spacer nad jezioro Genezaret /oczywiście dla chętnych/.

 

Środa - dzień 4.

Przed nami całodzienny pobyt nad Jeziorem Galilejskim największym jeziorem słodkowodnym Izraela. Inne nazwy tego samego akwenu wodnego to: Genezaret, Morze Tyberiadzkie i Jam Kineret. 21 km długości, 13 km szerokości, 43 m głębokości – to najbardziej podstawowe dane tego najniżej położonego jeziora słodkowodnego na ziemi (-209 m p.p.m.) Nas jednak interesował fakt, że właśnie tu, w Galilei Jezus spędził najwięcej czasu w swojej publicznej działalności. W Jerozolimie tylko bywał, a tu był. Bardzo wiele wydarzeń opisanych w Ewangelii rozegrało się właśnie tutaj. Kroczymy zatem z wiarą śladami Jezusa.

Najpierw Góra Błogosławieństw - wzgórze na północnym brzegu Jeziora Genezaret, w okolicach Kafarnaum, które tradycja chrześcijańska wiąże z nauczaniem Jezusa i wygłoszeniem przez Niego Kazania na Górze /por. Mt 5, 1n/. Na ruinach kościoła z pierwszych wieków chrześcijaństwa w 1937 r. zbudowano tu sanktuarium upamiętniające Jezusowe błogosławieństwa. Kościół został zaprojektowany przez Antonio Barluzziego na planie ośmiokąta, o ośmiu oknach z witrażami zawierającymi teksty poszczególnych błogosławieństw. Symbolika wystroju wnętrza kościoła niesie w sobie bardzo bogate przesłanie. Obok kościoła przy jednym z ośmiu ołtarzy polowych, wpatrując się w uroczą scenerię Jeziora Galilejskiego, sprawowaliśmy tego dnia Najświętszą Ofiarę.

Kolejne miejsce naszego nawiedzenia to Tabgha. Cud rozmnożenie 5 chlebów i 2 ryb i nakarmienia nimi wielotysięcznej rzeszy słuchaczy /por. J 6.1-21/ został również uwieczniony kościołem. U stóp ołtarza w pobliżu skały rozmnożenia, łatwo można odnaleźć słynną mozaikę z dwiema rybami i koszem chlebów. W tym kościele modliliśmy się o to, aby nikomu na świecie nie brakowało ani chleba powszedniego, ani eucharystycznego.

Przesuwając się nieco dalej na północ, dotarliśmy do Kościoła Prymatu. To w tym miejscu Zmartwychwstały ukazał się kilku swoim uczniom na brzegu jeziora, przygotował dla nich posiłek ze złowionych ryb, a usłyszawszy od Piotra jego 3-krotne zapewnienia o miłości, przekazał mu władzę pasterską nad Kościołem: „Odpowiedział Piotr: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego Jezus: Paś owce moje” /por. J 21, 1-25/. Z miejsca, w którym Piotr został ustanowiony pierwszym papieżem, my zanosiliśmy do Boga modlitwę o dobry wybór nowego papieża. Wiedzieliśmy bowiem już wcześniej, że papież Benedykt XVI złożył rezygnację z pełnionego urzędu.

Pielgrzymowanie śladami Jezusa nie ograniczyło się jednak do spacerów po brzegu jeziora. Przyszedł więc czas, aby nasza grupa pielgrzymkowa wsiadła do łodzi /jak uczniowie Jezusa/ i wypłynęła na głębię. Gdy ustał szum silników mogliśmy usłyszeć ciszę, jakiej nie doświadcza się na co dzień. Niebawem ciszę wypełniła proklamacja Ewangelii /por. Mt 14, 22-36/ o wzburzonym jeziorze, o Piotrze kroczącym po wodzie i Jezusie uciszającym żywioł. A brzeg jeziora, który przesuwał się w niedalekiej oddali, przywoływał wspomnienia historii sprzed 2000 lat – to tutaj Jezus powoływał pierwszych uczniów, wygłaszał mowy z Piotrowej łodzi, wzywał do nawrócenia... Jednym słowem – głosił i budował Królestwo Boże.

Zakończony rejs po Jeziorze Galilejskim pozwolił nam nawiedzić Kafarnaum. Już wcześniej widzieliśmy to miasto, a właściwie jego pozostałości, od strony wody. Teraz mogliśmy do niego wejść od strony lądu. Już w bramie powitał nas napis: „Kafarnaum – miasto Jezusa” Kafarnaum - w czasach Jezusa Chrystusa było korzystnie położone przy jednym z ważniejszych szlaków handlowych łączących Galileę z Damaszkiem, tzw. Via Maris. Było to miasto z miejscem poboru podatku celnego. Miasto jest cytowane w Ewangelii Łukasza, jako miejsce zamieszkania apostołów Piotra, Andrzeja, Jakuba Większego, Jana i Mateusza (celnik z Kafarnaum). Ewangelia Mateusza /Mt 4,13/ wspomina, że w mieście zamieszkał Jezus Chrystus. Podczas jednego z szabatów, Jezus nauczał w Synagodze w Kafarnaum i uzdrowił chorego człowieka. Potem uzdrowił chorą na gorączkę teściową Piotra. Według Ewangelii Łukasza, Kafarnaum był także miejscem, gdzie rzymski setnik poprosił Jezusa o uzdrowienie jego sługi. Ewangelia Marka wspomina o uzdrowieniu paralityka, którego opuszczono do Jezusa przez dach. Tyle rzeczy wydarzyło się w tym mieście. A co zostało z niego dzisiaj? Podniesione z ziemi ruiny białej synagogi, odkopane fundamenty 8-bocznego kościółka w miejscu domu św. Piotra, nowy kościół w kształcie łodzi odwróconej do góry dnem – wzniesiony nad domem Rybaka z Galilei... i niezliczona ilość czarnych, bazaltowych kamieni – niemy świadek minionej świetności miasta. Czyżby spełniły się więc słowa Jezusa wypowiedziane wobec braku większej reakcji mieszkańców Kafarnaum na jego nauczanie? „A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego." /por. Mt 11,23/

Zachowując w pamięci przesłanie z „Miasta Jezusa”, wyruszyliśmy realizować ostatni punkt 4-go dnia pielgrzymki i tym samym zamknąć pętlę wokół Jeziora Genezaret. Jadąc na południe wschodnim brzegiem jeziora dotarliśmy do Yardenit – miejsca nad Jordanem wypływającym z Jeziora Galilejskiego w kierunku Morza Martwego. Jordan, to rzeka, która otworzyła Izraelitom wracającym niegdyś z niewoli egipskiej, kraj mlekiem i miodem płynący – Kanaan. W wodach tejże rzeki Jan Chrzciciel udzielał chrztu pokuty. W Jordanie także Jezus przyjął chrzest z rąk Jana i w tym momencie po raz pierwszy objawił się Bóg jako Trójca: Jezus wychodzący z wody, nad Nim Duch Święty w postaci gołębicy oraz głos Ojca. Wszyscy nasi pielgrzymi, stojąc nad wodami Jordanu, uroczyście odnowili swoje przymierze z Bogiem zawarte we chrzcie św.

 

Czwartek - dzień 5.

Za nami połowa pielgrzymowania. Kolejny piękny, ciepły i słoneczny dzień, mimo pory deszczowej w Izraelu. Dzięki temu, że jesteśmy w tym czasie, możemy cieszyć nasze oczy intensywnością zieleni, która już za kilka miesięcy ustąpi szarości wobec żaru słońca, które będzie bezlitośnie podkreślać swoją dominację.

Póki co, w porannych planach mamy ambicję zdobyć Górę Przemienienia – Tabor. Miejsce, z którym jesteśmy szczególnie związani – w końcu tworzymy parafię pw. Przemienienia Pańskiego. Góra Tabor - góra położona w Dolnej Galilei na północy Izraela. Wznosi się na wysokość 575 metrów n.p.m. Zważywszy na fakt, że zdobywanie Taboru rozpoczynamy z poziomu Jeziora Galilejskiego (czyli – 209 m p.p.m.), mamy wspiąć się prawie 800 m wzwyż. Autobus nie jest w stanie pokonać bardzo krętej wąskiej drogi na szczyt. Ambitne plany odważnych piechurów nie wchodziły w grę, ze względu na ograniczony czas. Trzeba było szukać jakiegoś innego środka transportu. Propozycje i deklaracje były różne: wielbłąd, osioł... Skończyło się na busach, które sprawnie pomogły nam osiągnąć szczyt Taboru. A z góry piękny widok na Dolinę Jizreel. Można by powtórzyć za Apostołem: „Dobrze że tu jesteśmy... dobrze nam tu być...” Pielgrzymie kroki powiodły nas szybko do wnętrza Bazyliki Przemienienia Pańskiego. Jest to kościół zaprojektowany również przez Antonio Barluzziego. Wcześniejszy dach był wykonany z alabastru. Imponujące wnętrze ozdobione wieloma mozaikami musiało wyglądać jeszcze bardziej okazale, gdy promienie słońca przenikając alabastrowy dach, ożywiały wszystko blaskiem ciepłej jasności. Czyż mogło być lepsze miejsce na Eucharystię w tym dniu? Właśnie tu, stojąc nieopodal skały Przemienienia, sprawowaliśmy Mszę św. o Przemienieniu, łącząc się w modlitwie z całą naszą parafią.

Jak Jezus, który po skończonej modlitwie na górze zawsze wracał na niziny, tak i my – zakończywszy pobyt na Taborze, obraliśmy kurs na coraz niższe wysokości. Najpierw Jerycho – najstarsze i najniżej położone miasto na Ziemi. Wykopaliska potwierdzają, że istniało już 8.000 lat przed Chrystusem. Jest ono największą oazą Wschodu i leży najniżej na całej kuli ziemskiej, gdyż około 250 m poniżej poziomu morza. Z Biblii znany jest wszystkim opis zdobycia tego miasta przez Jozuego w XIII w. przed Chrystusem, gdy wprowadzał Żydów do Ziemi Obietnicy "Lud wzniósł okrzyk wojenny i zagrano na trąbach. Skoro tylko usłyszał lud dźwięk trąb, wzniósł gromki okrzyk wojenny i mury rozpadły się na miejscu. A lud wpadł do miasta, każdy wprost przed siebie, i tak zajęli miasto” (Joz 6, 20). Od zachodu wznosi się nad Jerychem charakterystyczny ścięty szczyt widoczny z daleka - to Góra Kuszenia. Jezus, po czterdziestu dniach postu spędzonego na Pustyni Judzkiej, był tu kuszony przez szatana, wychodząc ostatecznie zwycięsko z tego zmagania. Na stok góry można dojechać wagonikami kolejki linowej, aby zwiedzić znajdujący się tam klasztor ortodoksyjnych mnichów greckich. Z daleka klasztor ten wygląda, jak wisząca nad przepaścią długa galeria. Po opuszczeniu podnóża Góry Kuszenia udajemy się pod dużą, wspaniale rozrośniętą sykomorę. Nie jest to ta sama, na którą wdrapał się zwierzchnik celników Zacheusz, ale daje pewne wyobrażenie, jak ten ewangeliczny opis wyglądał w rzeczywistości /por. Łk 19, 1-10/.

Qumran – kolejny punkt w podróży przez największą depresję świata. Tym, co nas tutaj sprowadza, to groty na stoku wzniesienia, w których Beduini odnaleźli w 1947r. słynne zwoje papirusów. Biblijne teksty na tych papirusach zapisane zostały przez przebywającą tu w czasach Chrystusa wspólnotę esseńczyków. Odnalezienie w Qumran tych rękopisów, uważane jest za jedno z największych odkryć archeologicznych XX wieku. One bowiem potwierdziły, że Pismo św., mimo wielu tłumaczeń i przepisywań, nie zostało zmienione, ani zniekształcone. Jest autentycznym przesłaniem Boga.

Jadąc wciąż w dół, można powiedzieć, sięgamy „dna Ziemi” – Morze Martwe. Lustro wody znajduje się tu w najniższym punkcie Ziemi, (- 418 m p.p.m. - i ciągle się obniża). Długość jeziora rozciągającego się południkowo wynosi 76 km, a szerokość 4,5-16 km. Powierzchnia jeziora wynosi 1020 km², a maksymalna głębokość – 399 m. Jezioro to wykazuje bardzo duże zasolenie – średnio 28%, co daje ogromną wyporność. Nawet ktoś, kto w ogóle nie potrafi pływać, w Morzu Martwym nie utonie! Ponieważ Morze jest tak nisko położone, woda z niego nie odpływa. W XX wieku ilość wody wpływającej do Morza Martwego zmniejszyła się z powodu wykorzystywania części wód Jordanu przez Izrael i Jordanię. W związku z tak dużym zasoleniem w Morzu Martwym prawie zupełnie nie ma życia organicznego. Jednak wody i błota z Morza Martwego wykorzystuje się dla celów leczniczych i kosmetycznych... W tym miejscu muszę niestety przerwać tak szczegółową relację... Rozpoczął się bowiem 2-godzinny pobyt w tym światowej sławy kurorcie. Jak wyglądały te gratisowe zabiegi odmładzające, glinkowe maseczki, solne kąpiele, wysychanie w temperaturze  ponad 260 C /w lutym/ - tego nie jest w stanie wyobrazić sobie nikt dysponujący wyobraźnią statystycznego Kowalskiego... Lękałem się tylko jednego – czy za 3 dni, zdjęcie w paszporcie będzie choć trochę podobne do teraźniejszych, odmłodzonych i zrelaksowanych twarzy naszych pielgrzymów /a zwłaszcza pielgrzymek/???...

 

Piątek - dzień 6.

Szybko wspinaliśmy się wczoraj wracając do Jerozolimy znad Morza Martwego. Na długości ok. 30 km pokonaliśmy wysokość ok. 1000 m /Morze Martwe - 418 m p.p.m.; Jerozolima +580 m n.p.m.). Przed nami 2 dni jerozolimskich szlaków. Rozpoczynamy od największej relikwii w Jerozolimie – Bazylika Grobu Pańskiego. Wybudowana i poświęcona już w 336 r., była wielokrotnie burzona i odbudowywana. Obecnie prezentuje dość chaotyczną architekturę. Zasadniczo wyróżnić można następujące jej części: rotundę z kaplicą Grobu Chrystusa w centrum, kaplicę Golgoty, kryptę św. Heleny i klasztor franciszkanów z kaplicą Najświętszego Sakramentu. Nasz pobyt w tym szczególnym miejscu rozpoczynamy od Mszy św. w Kaplicy Krzyżowców w pobliżu Grobu Pańskiego. Następnie udajemy się do kaplicy Golgoty i w pełnym skupieniu i należnym szacunkiem całujemy miejsca ukrzyżowania, mając też możliwość dotknięcia skały, w którą wstawiono krzyż Skazańca. Czas, jakby nagle zatrzymał się w miejscu. Nikt nie chce kończyć modlitewnej adoracji przed obliczem Ukrzyżowanego. Trzeba jednak powstać i iść dalej. Wiemy jednak, że będzie nam dane jeszcze tutaj powrócić. Na pewno będziemy tu jeszcze w sobotę. Po zejściu z Golgoty przechodzimy przez kolejne miejsca związane z ostatnimi godzinami Chrystusowej agonii – kamień namaszczenia ciała zdjętego z krzyża, kaplica ukazująca pękniętą skałę Golgoty, kaplica św. Heleny /odnalazła krzyż Chrystusa/, kaplica obelg, kaplica dzielenia szat, kaplica Longinusa... I tak idąc wokół bazyliki dochodzimy do  rotundy kryjącej w swoim wnętrzu Grób Pański – niemy świadek Zmartwychwstania. Oczekując w kolejce na wejście do Grobu modlimy się tajemnicą różańcową: „Zmartwychwstanie Pana Jezusa”. Już nikt nie myśli o aparatach fotograficznych, o kamerach... – najważniejsze, co zostanie zapisane w sercu! Patrzyłem na wchodzących i wychodzących z Grobu naszych Pielgrzymów. Dziś mogę powiedzieć: Dziękuję Wam za taką postawę zagłębiania się w Boże misteria – w tym i w innych miejscach Ziemi Świętej. To było modlitewne czytanie kart zbawczych wydarzeń, które się tutaj rozegrały. „Wierzę Panie, ale umocnij moją wiarę”.

Z Dzielnicy Chrześcijańskiej na Starym Mieście Jerozolimy, przenosimy się do Dzielnicy Żydowskiej pod tzw. Ścianę Płaczu. Ściana Płaczu, zwana też Murem Zachodnim, to jedyna zachowana do dnia dzisiejszego pozostałość Świątyni Jerozolimskiej. W chwili obecnej jest to najświętsze miejsce judaizmu. Nazwa pochodzi od żydowskiego święta opłakiwania zburzenia świątyni przez Rzymian, obchodzonego corocznie w sierpniu. Wierni zgodnie z tradycją wkładają między kamienie ściany karteczki z prośbami do Boga. Ściana Płaczu jest podzielona na 48-metrową część dla mężczyzn i 12-metrową dla kobiet. Ponadto kobietom nie wolno na głos odmawiać modlitw, śpiewać, czytać Torę oraz zakładać rytualnego szalu modlitewnego. Czynności te mogą wykonywać tylko mężczyźni. Każdy, kto chce podejść pod Ścianę Płaczu, musi mieć odpowiednio nakrytą głowę.

Droga od Ściany Płaczu wiedzie nas na chrześcijański Syjon do Wieczernika – Wieczernika Eucharystii i Wieczernika Pięćdziesiątnicy. Jest to „sala położona na górze” – miejsce do którego sięgają korzenie wielu sakramentów: bierzmowania, Eucharystii, pokuty i kapłaństwa. I jak na ironię, od kilkuset lat obowiązuje tutaj zakaz sprawowania Mszy św. Jedynym wyjątkiem, kiedy władze Izraela zgodziły się na Mszę św. w tym miejscu była wizyta Jana Pawła II w 2000 r.

Opuściwszy Wieczernik udaliśmy się do położonej w pobliżu Bazyliki Zaśnięcia NMP  - naprzeciwko Bramy Syjońskiej. Cesarz niemiecki, Wilhelm II otrzymał w roku 1898 od sułtana tureckiego część Góry Syjon, gdzie wystawił nową, górującą nad miastem świątynię dla katolików niemieckich. Kościół konsekrowano w 1906 roku i do dziś opiekują się nim niemieccy benedyktyni. W środku dolnego kościoła, przed ołtarzem znajduje się sarkofag Maryi zapadającej w sen. Został usytuowany między kolumnami, a sklepienie zwieńczające kolumny wyłożono mozaiką w złotym kolorze, w którą wmontowano portrety ewangelicznych kobiet, nie zawsze krystalicznie czystych. To znak, że Bóg włącza w realizację historii zbawienia różnych ludzi - także nas. A nagrodą za wierność jest niebo.

Dalsze kroki zaprowadziły naszą pielgrzymią grupę do kościoła in Gallicantu - „Gdzie kur zapiał”. Kościół stoi na miejscu domu najwyższego kapłana Kajfasza, do którego zaprowadzono Jezusa pojmanego w Ogrodzie Oliwnym. Pobyt w tym miejscu rozpoczęliśmy od nawiedzenia ogromnej, wykutej w skale cysterny, w której Jezus spędził samotnie noc – opuszczony przez wszystkich, beż żadnych szans na wołanie o pomoc i ratunek. I tylko pełne dramaturgii słowa Psalmu, które wybrzmiały wśród tej głuchej ciszy: „Panie, mój Boże, za dnia wołam, nocą się żalę przed Tobą. Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa, nakłoń swego ucha na moje wołanie! Umieściłeś mię w dole głębokim, w ciemnościach, w przepaści...” /Ps. 88, 3.7/. Wielkoczwartkowy wieczór – dramat osamotnionego Jezusa; dramat Piotra, z którego ust popłynęły słowa: „Nie znam tego człowieka”, ale w którego oczach pojawiły się później łzy pokuty; wreszcie dramat Judasza – zdrajcy, który ponad Boże miłosierdzie postawił własną sprawiedliwość...

Przenosimy się do Betanii. To wieś znajdująca się u wschodnich zboczy Góry Oliwnej w odległości 15 stadiów (czyli ok. 3 km) od Jerozolimy. Niestety nasza droga jest trochę dłuższa. Mur „bezpieczeństwa”, który wzniósł Izrael, oddzielił Betanię od bliskości Góry Oliwnej i Jerozolimy. Nakładając więc trochę kilometrów docieramy do miasteczka Przyjaciół Jezusa: Marii, Marty i Łazarza. Wpatrując się w mozaiki zdobiące wnętrze kościoła wracamy do wydarzeń ewangelicznych, które się tutaj rozegrały: -  „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10, 38-42). - „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” (J 11, 25). - „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!(...) Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego” (J 11, 43-45). Ostatnim akcentem naszego pobytu w Betanii była możliwość wejścia do grobu Łazarza. Wielu pielgrzymów zabiera ze sobą również i to doświadczenie.

Sobota - dzień 7.

Przedostatni dzień pielgrzymki rozpoczęliśmy od wjazdu autokarem na szczyt grzbietu Góry Oliwnej. Zobaczyliśmy jedyny dom, który udało się Żydom wykupić i ich dumę, że ogromna izraelska flaga może tutaj łopotać na wietrze. Poznaliśmy jednocześnie dramatyczne losy tych, których skusiły żydowskie pieniądze. A potem wędrując zboczem Góry Oliwnej nawiedzaliśmy miejsca upamiętniające Jezusową obecność. Na samym szczycie – miejsce wniebowstąpienia. Upamiętnione prostym surowym meczetem, w którego wnętrzu można dotknąć wyeksponowanej skały wniebowstąpienia. „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi. Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” /Dz 1, 8-9/.

Schodząc nieco niżej doszliśmy do kościoła Pater Noster – miejsca, w którym uczniowie usłyszeli od Nauczyciela nowy sposób modlitwy: Ojcze nasz... W krużgankach kościoła można odnaleźć wiele tablic z tekstem Modlitwy Pańskiej w przeróżnych językach i dialektach. Z najbliższych nam udało się odnaleźć tekst po polsku i po kaszubsku. Poznaliśmy niecodzienną historię tablicy polskiej, z której w 2010 r. zaczęły odpadać od góry kolejne kafelki z poszczególnymi partiami tekstu. Pozostał jedynie fragment: „ale nas zbaw ode złego. Amen”. A te kafelki odpadły... 3 dni przed katastrofą smoleńską... Dziś cała tablica jest już zupełnie odnowiona.

Poniżej Pater Noster, kościołem Dominus Flevit zostało upamiętnione inne wydarzenie – „Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” /Łk 19,41-43/. Łzy z powodu dramatu miasta, ale i z powodu dramatu poszczególnego człowieka, który nie odczytuje bliskości, głosu i przesłania płynącego od Boga. Obecny kościół, w kształcie obróconej łzy, został wzniesiony przez franciszkanów z Kustodii Ziemi Świętej w latach 1953-1955 - oczywiście według projektu Antonio Barluzziego.

Podnóże Góry Oliwnej było niegdyś oliwkowym gajem. Dziś wiele tego terenu zabudowano. Pozostał jedynie niewielki teren upamiętniający Ogród Oliwny – Getsemani. Zanim weszliśmy na miejsce samotnej Jezusowej modlitwy, najpierw weszliśmy do położonej niedaleko Groty Pojmania, aby tam uczestniczyć we Mszy św. Tego miejsca dotyczą słowa: „Oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie! Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: Witaj Rabbi! i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: Przyjacielu, po coś przyszedł? Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go” /Mt 26, 47-50/.

Dosłownie kilka metrów od wejścia do Groty Pojmania znajduje się wejście do Krypty Grobu Marii Panny. Jest ona oparta na planie krzyża i wykuta w litej skale. Prowadzi do niej 47 schodów. Grota jest oświetlona światłem świec. Dzisiaj jest w posiadaniu Greków obrządku ortodoksyjnego oraz Ormian. Dlatego kryptę zdobią ikony i ornamenty typowe dla prawosławia.

Po wyjściu z Krypty udaliśmy się do Ogrodu Getsemani. Mówi się, że drzewa oliwne, to drzewa wieczne. Rzeczywiście z pnia, który liczy sobie co najmniej kilkanaście wieków wyrastają wciąż młode, żywe gałęzie. Mówią niektórzy, że korzenie najstarszych drzew z Ogrodu Oliwnego, mogą być świadkami Jezusowej modlitwy. Wśród najstarszych drzew wyrasta też jedno o wiele młodsze – drzewko zasadzone przez papieża Pawła VI w 1964 r., który jako pierwszy papież po św. Piotrze przybył do Ziemi Świętej /po nim był jeszcze Jan Paweł II w 2000 r./.

W bezpośredniej bliskości drzew oliwnych wznosi się Bazylika Agonii, zwana również Bazyliką Narodów. Nazwa - ze względu na pochodzenie darowizn z różnych stron świata, dzięki którym franciszkanie sprawujący pieczę nad miejscem Agonii Chrystusa, zdołali ukończyć świątynię. We wnętrzu ukończonej w 1924 r. Bazyliki Agonii (według projektu Antonio Barluzziego) przed ołtarzem znajduje się skała, na której Jezus po Ostatniej Wieczerzy, modlił się do Ojca samotnie, opuszczony przez wszystkich: „Jezus oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku /Łk 22, 41-45/. Gdy trwa duchowa walka o zbawienie świata – syci i najedzeni ludzie po prostu śpią...

W Ogrodzie Oliwnym zakończył się nasz pobyt na Górze Oliwnej. Teraz przez dolinę potoku Cedron przeszliśmy w kierunku Starego Miasta wchodząc do Dzielnicy Muzułmańskiej. /Stara Jerozolima została podzielona na 4 Dzielnice: chrześcijańską, muzułmańską, ormiańską i żydowską/. Najpierw zatrzymaliśmy się przy wykopaliskach sadzawki Betesda /Owcza/. To w jej wodach został przez Jezusa uzdrowiony człowiek, który od 38 lat nie mógł chodzić /por. J 5, 1-18/. Obok sadzawki został wybudowany kościół św. Anny – pochodzi z czasów wypraw krzyżowych. Wyróżnia go przepiękna akustyka. Według tradycji kościół stoi na miejscu domu rodziców Maryi, Joachima i Anny, stąd jest też prawdopodobne, że w tym miejscu mogła przyjść na świat Maryja.

Dalsze nasze wędrowanie po ulicach Jerozolimy nabrało szczególnie modlitewnego charakteru. Oto wkroczyliśmy na Via Dolorosa - to ulica w starej części Jerozolimy, którą przemierzył Jezus Chrystus dźwigając krzyż na Golgotę. My również podążaliśmy ku Golgocie rozważając na trasie Jezusowej drogi cierpienia – naszą drogę krzyżową. W tych samych miejscach, gdzie Jezus potykał się, upadał i powstawał, znaczył je swoim trudem i krwią, zatrzymywaliśmy się, pochylaliśmy się i klękaliśmy także my. A świat... – jak wówczas w piątek Chrystusowej męki, tak i dziś – jedni beztrosko pili kawę przy głośnej straganowej muzyce, inni proponowali szybki handel, jeszcze inni rozpychając się szli przed siebie zapatrzeni w swoje sprawy, a niektórzy okazywali należny szacunek widocznie rozumiejąc, co takiego się dzieje. Współczesna Via Dolorosa jest oznaczona dziewięcioma stacjami. Pozostałe pięć - pozostały w Bazylice Grobu Świętego. Tam też, tuż przy Grobie, zakończyliśmy nasze nabożeństwo Drogi Krzyżowej. A zakończyliśmy je wyznaniem wiary w Chrystusowe i nasze zmartwychwstanie. Czy można nie przeżywać takiej drogi krzyżowej? Czy można nie odczuwać szybszego bicia serca i ściskania w gardle będąc w tych świętych miejscach? Chyba nie... Świadomość wagi tego miejsca i świadomość bycia objętym uściskiem zbawiającej miłości Jezusa Chrystusa – Odkupiciela człowieka, nie pozwala człowiekowi pozostać takim samym. Owszem, wracamy do domu. Wracamy ci sami, ale nie tacy sami...

Mamy jeszcze 2 godziny czasu do własnej dyspozycji w Starej Jerozolimie. Bóg daje czas... Jedni natychmiast przylgnęli do stóp Golgoty, aby w Godzinie Miłosierdzia modlić się właśnie tam słowami Koronki...; inni stanęli w kolejce do Grobu, aby raz jeszcze uklęknąć przed największą tajemnicą naszej wiary...; inni...; jeszcze inni...

 

Niedziela - dzień 8.

Najważniejsze przeżycia pielgrzymkowe zostały zapisane w naszych sercach i w naszej pamięci. Ostatni dzień pielgrzymki. Można by oczekiwać, że pozostał tylko powrót do domu. Tymczasem udajemy się jeszcze do Domu Pokoju w Betlejem. To dom prowadzony przez polskie s. Elżbietanki dla dzieci, których na tych zagmatwanych ziemiach życie nie oszczędziło. Mogło by się nam wydawać - Paradoks! W Ziemi Jezusa nie wolno dziś nauczać o Jezusie! A tutaj tak jest. W publicznych palestyńskich szkołach nie ma miejsca dla chrześcijaństwa. Nie ma miejsca dla Chrystusa! Pozostaje trud zdobywania dla wiary każdego, indywidualnego człowieka – aby nie został sam z burzą przeciwności, jaką przynosi mu codzienność. Siostro Rafało!, dziękujemy za świadectwo miłości płynące z głębokiego zawierzenia Bogu.

Opuszczamy getto Autonomii Palestyńskiej. Za naszymi plecami pozostał szkaradny mur, który z całą pewnością nie jest chlubą cywilizacji trzeciego tysiąclecia. „Mur bezpieczeństwa” czy „Mur hańby”?

W drodze na lotnisko zahaczamy jeszcze o Kneset – izraelski Parlament i obieramy kierunek Tel Awiw - port lotniczy Ben Gurion. Jesteśmy mentalnie przygotowani, że gościnność obywateli Izraela będzie na tyle duża, iż nie pożegnają nas w pośpiechu i byle szybciej, ale zechcą jeszcze z każdym porozmawiać, może zapytać o rodzinę, sprawdzić w bagażach, czy przypadkiem czegoś nie zapomnieliśmy... Po kilku godzinach odpraw możemy powiedzieć – tak było. Zostaliśmy potraktowani z wielkim zatroskaniem, niektórzy wypytani, inni prześwietleni... Pani Urzędnik zapytała mnie nawet, czy mam łyżeczkę w bagażu głównym? Potwierdziłem, a więc byłem pewien, że w żadnych hotelu nie pozostała przez zapomnienie. To jest troska o człowieka...

I tylko szkoda, że już w tym miejscu musieliśmy się pożegnać i rozstać z naszą Panią Hanią – naszą Przewodniczką, która przez 8 dni uczyła nas czytać i rozumieć piątą Ewangelię. Za bogactwo przeżyć tych dni jesteśmy Pani szczerze wdzięczni.

A później pozostała nam tylko radość podniebnych przestworzy. Znowu samolot Boening 737-800 prywatnych linii lotniczych ENTER AIR wśród ciepłych promieni zachodzącego słońca, wyniósł nas na 12 600 m i przelatując tym razem nad Morzem Śródziemnym, Grecją, Bułgarią, Rumunią, Węgrami, Słowacją i Polską, po 3 godz. 50 min. lotu, wylądował ponownie na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Jeszcze tylko 150 km jazdy autokarem, jeszcze wspólna modlitwa, wymiana wspomnień, krótkie podsumowanie 8-dniowych przeżyć i meldując się ponownie przed garbowskim kościołem o godz. 23.45, można było powiedzieć dziękując za wszystkie piękne doświadczenia – DEO GRATIAS.

                                                       

    ks. Zenon Małyszek – opiekun duchowy pielgrzymki